czwartek, 21 stycznia 2016

Kto, co i dlaczego? Czyli o tym, co właściwie będzie na tym blogu.

KTO?

     Nazywam się Bartek Tarnowski. I usilnie walczyłem, żeby nie zacząć tego artykułu od "No więc". A tak wyglądam na zdjęciu Ani Militz, które to zdjęcie zrobiła mi w trakcie wypadu do Pragi. 


     Na co dzień zajmuję się pracą w Centrum Nauki Kopernik i w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. W CNK jestem animatorem kultury - w dużym skrócie moja rola polega tam na obsłudze wystaw i tłumaczeniu zagadnień związanych z eksponatami bądź naszymi pokazami. W FAR zaś pomagam dzieciakom (a przede wszystkim młodzieży) poruszającej się na wózkach uczyć się samodzielności, posługując się przykładem własnym i innych instruktorów - sam poruszam się na wózku od urodzenia. Jedną z metod  naszej pracy jest pokazywanie możliwości rehabilitacji przez sport. Poza tym sam uprawiam koszykówkę. Lubię też słuchać muzyki i dobrze zjeść - to z tych rzeczy, które pewnie mimochodem przewiną się przez tego bloga, bo poza wymienionymi interesuje mnie jeszcze sporo aspektów życia... 

   Co?


To będzie blog o igrzyskach paraolimpijskich. O tym, że jakiś czas temu umówiłem się z moim bratem, że na igrzyska do Rio jako kibice się wybierzemy. A więc o tej wyprawie, na którą pojadą jeszcze z nami D. i M. (którzy być może będą chcieli dzielić się swoimi wrażeniami i personaliami, ale dopóki nie wiem tego na sto procent - pozostaną pod literkami). O sporcie paraolimpijskim jako o sporcie zawodowym, nie jako o formie rehabilitacji, bo te dwie ścieżki zaczynają się w pewnym momencie rozjeżdżać. O ludziach, którzy nas tam będą reprezentować. O oczekiwaniach i szansach. 

Dlaczego?

Ano dlatego: 




     Spojrzałem dziś na swoją facebook'ową tablicę z czasu Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie, na których też byłem jako kibic. Powiedzmy sobie szczerze, wtedy to nie była wyprawa, a co najwyżej parę dni wolnego w pracy - ale jakiego wolnego! Miasto, które wciągało jak narkotyk. 4 dni, w trakcie których przespałem pewnie 8 godzin łącznie, wspomagając to maksymalnie jedną kawą dziennie. Impreza zorganizowana na najwyższym światowym poziomie - pomocni wolontariusze, dostosowana komunikacja, błyskawiczny transport publiczny, bieżące transmisje w internecie, a na trybunach - atmosfera święta i doping na całego. Pamiętam dysonans między tym, co widziałem w Londynie, a przekazem w ogólnopolskich mediach. W Anglii widziałem po prostu imprezę sportową. Łzy wzruszenia, kiedy Darek Pender wygrywał swoje złoto w szermierce (video jest ze zwycięstwa Grzegorza Pluty w szabli, tego dnia mnie już w Londynie być nie mogło). Wyjście z szermierczej hali i śpiewanie wraz z polonusami, którzy przyjechali specjalnie na te zawody do Londynu z Manchesteru i Edynburga "Mazurka Dąbrowskiego" na przemian z "Polskaaa Biało-Czerwoni". Wbijanie paznokci we wszelkie miękkie oparcia i zaciskanie pięści, gdy widziałem, jak koszykarze na wózkach marnowali swoją historyczną szansę. Szaleństwo na trybunach po niespodziewanym zwycięstwie Brytyjskich koszykarzy nad faworyzowaną Turcją. W Polsce widziałem tylko narrację o dzielnych niepełnosprawnych walczących ze swoimi słabościami, i złym Korwinie. Jasne, Korwin wypowiedział się idiotycznie, a ci sportowcy w zdecydowanej większości byli dzielni. Ale nie o to się toczyła tam gra. Każdy z nich jechał na zawody. Skopać tyłek rywala. Nie pokonać własną niepełnosprawność, tylko zdobyć medal dla Polski. Mała różnica? A jednak. Ja ją widzę wyraźnie. Tam, gdzie w FAR uczę dzieciaki przez sport zwiększać ich aktywność, sport służy jako narzędzie do pokonywania przeszkód, jakie stawia ciało. Tam, gdzie w grę wchodzi sport paraolimpijski na poziomie wyczynowym, tam pojawiają się kontuzje, mordercze treningi, wielkie emocje, także i niestety coraz częściej ciemna strona sportu - doping, oszustwa na klasyfikacji medycznej zawodników.
    Będziemy więc przyglądać się walkom o awans do igrzysk. Szansom polskich sportowców. Poszczególnym dyscyplinom paraolimpijskim i ich czasem zagmatwanym zasadom. Ale przede wszystkim - ludziom, którzy będą o medale walczyć. Bo to im będziemy kibicować, jak oni pojadą do Rio. A jak już oni pojadą, to i my tam pojedziemy. Będziemy kibicować za was, i postaramy się relacjonować tutaj, co się dzieje na miejscu. 
    Mam nadzieję, że tym razem nie będzie trzeba mówić "szkoda, że państwo tego nie widzą". Tym razem TVP ma być tam bardziej obecna. A jak to będzie w praktyce  - temu też się pewnie będę przyglądać.